Dworce, mosty, drogi, tory
Drogi i tory
Straty na kolei
Długotrwałe działania wojenne spowodowały, że koleje nowo narodzonego państwa wchodziły w dwudziestolecie międzywojenne zniszczone i pozbawione wielu elementów infrastrukturalnych uniemożliwiających normalne funcjonowanie. Zniszczone zostało ponad 380 mostów (41% wszystkich mostów kolejowych), 574 dworce (63% wszystkich tego typu budynków), 78 parowozowni (48% wszystkich takich obiektów w kraju), 489 stacji do nawadniania parowozów i wież ciśnień (aż 81% ogólnej liczby takich budowli). Przede wszystkim ucierpiała infrastruktura na południu i wschodzie kraju – tam, gdzie miało miejsce najwięcej działań wojennych. „Wnętrza wagonów osobowych przedstawiały żałosny widok. Obicia były pozdzierane, skórzane pasy od okien poobcinane, szyby powybijane. Wagonów z reguły niemal nie oświetlano i nie opalano w tym czasie. Parowozy przedstawiały zbieraninę wszelkich typów, najczęściej starych, ciągle psujących się w drodze. Tory były niepewne i „wyboiste”. Prowizoryczne mosty trzeszczały pod pociągami. Stacje znajdowały się w drewnianych budach wzniesionych tymczasowo obok pogorzelisk pozostałych po budynkach murowanych
www.rynek-kolejowy.pl
Galeria
Przez Lublin do Radomia
Maria Walewska
Wspomnienia
„Rzeczywiście wkrótce doczepili nasze wagony do pociągu towarowego jadącego przez Bełżec i Tomaszów do Lublina. Znałam trochę tę drogę, bo jeszcze przed paru laty jechałam tędy w staroświeckiej karecie pełniącej rolę dyliżansu w tej części guberni lubelskiej, tak rozmyślnie zaniedbanej przez Moskali. Mimo tych zaniedbań i braku kolei, wojska austriackie przekroczyły [tu] granice po wybuchu wojny i wkrótce zbudowały wojskową linię żelazną. Pociągi wlokły się tędy prawie równie wolno, jak dawne dyliżanse i godzinami wyczekiwały na małych stacyjkach zagubionych w rozległych lasach. W czasie naszej podróży dwa razy zatrzymywaliśmy się miedzy stacjami, bo raz zapaliły się osie wagonu, a potem w przydrożnym lesie powstał pożar od iskry z lokomotywy. Wtedy maszynista i jego pomocnik wyskakiwali prędko z pociągu i wiaderkami, czerpiąc wodę z przydrożnego rowu likwidowali ogień. Mimo tych prymitywnych warunków podróży, ucieszyliśmy się wszyscy, gdy nasz pociąg wjechał w lasy Zamojszczyzny. Stuletni podział na zabory tak silnem piętnem odcisnął się na naszej psychice, że dopiero teraz poczuliśmy naprawdę, że jesteśmy z powrotem w kraju ojczystym. […]
W radosnym nastroju dojeżdżaliśmy do Radomia. […] Zmieniło się miasto przez cztery lata wojny i naszej nieobecności! Budynek stacyjny został przebudowany. Nie było już śmiesznej i anachronicznej rogatki wjazdowej. Znikły aleje kasztanowe, wiodące do miasta, a z obu stron ulicy wybudowano nowe, murowane, choć jeszcze przeważnie jednopiętrowe domy.
Wspomnienia
„Rzeczywiście wkrótce doczepili nasze wagony do pociągu towarowego jadącego przez Bełżec i Tomaszów do Lublina. Znałam trochę tę drogę, bo jeszcze przed paru laty jechałam tędy w staroświeckiej karecie pełniącej rolę dyliżansu w tej części guberni lubelskiej, tak rozmyślnie zaniedbanej przez Moskali. Mimo tych zaniedbań i braku kolei, wojska austriackie przekroczyły [tu] granice po wybuchu wojny i wkrótce zbudowały wojskową linię żelazną. Pociągi wlokły się tędy prawie równie wolno, jak dawne dyliżanse i godzinami wyczekiwały na małych stacyjkach zagubionych w rozległych lasach. W czasie naszej podróży dwa razy zatrzymywaliśmy się miedzy stacjami, bo raz zapaliły się osie wagonu, a potem w przydrożnym lesie powstał pożar od iskry z lokomotywy. Wtedy maszynista i jego pomocnik wyskakiwali prędko z pociągu i wiaderkami, czerpiąc wodę z przydrożnego rowu likwidowali ogień. Mimo tych prymitywnych warunków podróży, ucieszyliśmy się wszyscy, gdy nasz pociąg wjechał w lasy Zamojszczyzny. Stuletni podział na zabory tak silnem piętnem odcisnął się na naszej psychice, że dopiero teraz poczuliśmy naprawdę, że jesteśmy z powrotem w kraju ojczystym. […]
W radosnym nastroju dojeżdżaliśmy do Radomia. […] Zmieniło się miasto przez cztery lata wojny i naszej nieobecności! Budynek stacyjny został przebudowany. Nie było już śmiesznej i anachronicznej rogatki wjazdowej. Znikły aleje kasztanowe, wiodące do miasta, a z obu stron ulicy wybudowano nowe, murowane, choć jeszcze przeważnie jednopiętrowe domy.
M. Walewska, Rok 1918, s. 31-32
Okolice Przemyśla
Helena z Seifertów Jabłońska
Wspomnienia
W szalonym tempie szła jazda, punkt o 3.00. Co ja zaraz za Przemyślem zobaczyłam! Niewiele. Nie zgliszcza, nawet i to nie, bo nawet jednego komina już nie ma, bo wypalone do samej ziemi. Nic, tylko popiół i gdy wiatr zawieje żarzące się przy ziemi węgle, popiół wszędzie. Słupy telegraficzne stoją i wzdłuż drogi posty, fornalki, stróże. Zatrzymują nas, często musimy się legitymować. Gdzie wzgórek, tam szańce najróżnorodniejszego rodzaju. Drogi w kilku miejscach (gdzie między wzgórzami ciasne przejście) od wzgórza, do wzgórza tymi piekielnymi drutami kolczastymi zamknięte na szerokość kilku lub kilkunastu metrów. Przez nie, gdy nieprzyjaciel się zbliża, prąd elektryczny przeprowadzają, tak, że je nawet wróg przeciąć nie może nożycami, bo dotknąwszy żelaza pada piorunem raniony. Teraz pojmuję ilość trupów moskiewskich zawisłych na tych drutach. Pojmuję, dlaczego Moskale pędzili na przedarcie się przez nie swoich knutami i strzałami rewolweru. Toż to zguba pewna, to coś strasznego, ci co je mają przedrzeć, ci na zgubę przeznaczeni z zimnym wyrachowaniem.
Wspomnienia
W szalonym tempie szła jazda, punkt o 3.00. Co ja zaraz za Przemyślem zobaczyłam! Niewiele. Nie zgliszcza, nawet i to nie, bo nawet jednego komina już nie ma, bo wypalone do samej ziemi. Nic, tylko popiół i gdy wiatr zawieje żarzące się przy ziemi węgle, popiół wszędzie. Słupy telegraficzne stoją i wzdłuż drogi posty, fornalki, stróże. Zatrzymują nas, często musimy się legitymować. Gdzie wzgórek, tam szańce najróżnorodniejszego rodzaju. Drogi w kilku miejscach (gdzie między wzgórzami ciasne przejście) od wzgórza, do wzgórza tymi piekielnymi drutami kolczastymi zamknięte na szerokość kilku lub kilkunastu metrów. Przez nie, gdy nieprzyjaciel się zbliża, prąd elektryczny przeprowadzają, tak, że je nawet wróg przeciąć nie może nożycami, bo dotknąwszy żelaza pada piorunem raniony. Teraz pojmuję ilość trupów moskiewskich zawisłych na tych drutach. Pojmuję, dlaczego Moskale pędzili na przedarcie się przez nie swoich knutami i strzałami rewolweru. Toż to zguba pewna, to coś strasznego, ci co je mają przedrzeć, ci na zgubę przeznaczeni z zimnym wyrachowaniem.