U progu niepodległości - społeczeństwo w walce o wolną Polskę

Pierwsze dni niepodległości

Henryk Józewski o zadaniach na progu niepodległości

Życie każdego z nas znalazło się na innej orbicie istnienia, stało się inne – znikło obce, wrogie, nie było przenikającej nasze dnie niewoli. Stawaliśmy się sobą inaczej niż przedtem. […]
Każdy brał udział w ogarniającej cały kraj improwizacji. Tysiące ludzi zaczęło wykonywać czynności, którymi nigdy się nie zajmowało. Zaczęto pełnić najprzeróżniejsze funkcje państwowe, organizacyjne, administracyjne, społeczne. Stawano się dygnitarzami, urzędnikami różnych resortów, kierownikami, podwładnymi. […]
To, co działo się w Polsce, miało w sobie coś z rewolucji, kiedy życie wprowadza nową władzę, nowych ludzi, improwizuje, nie legitymuje się fachowym przygotowaniem. Miało to swoje jasne i ciemne strony. Były wypadki mało imponujące, ale na ogół „egzamin zdawano”.
Polska była sobą, sobą dysponowała, stawała się sama z siebie. Nie było obcej inwencji, zależności, terroru obcej władzy. O blaskach i cieniach polskiej rzeczywistości stanowiła sama Polska – taka, jaka była. Rządziliśmy się sami.
H. Józefowski, Zamiast pamiętnika, [w:] "Zeszyty Historyczne", 1982, nr 59, s. 44-46.

F. Grodecki o działalności Sokolstwa i sytuacji w Warszawie

W poniedziałek rano 11 listopada zwołałem wszystkich na zbiórkę. Wielu z moich ludzi już zdarzyło zaopatrzyć się w broń, rozbrajając napotykanych po drodze Niemców. Noc z poniedziałku na wtorek spędziłem z oddziałem wskutek rozkazu druha Starzyńskiego w Komisariacie na ulicy Daniłowiczowskiej na tyłach Ratusza [ w Warszawie red.].
W Ratuszu zamknęła się policja niemiecka pod wodzą von Glasenappa i całą noc broniła się, głównie granatami ręcznymi, legioniści ostrzeliwali Niemców z teatru [Wielkiego – red.]. Była jednak obawa, że Niemcy wymkną się przez Daniłowiczowską do Cytadeli, która jeszcze była w ich rękach. Rano o g. [odzinie] 3 policja niemiecka poddała się, spaliwszy przez noc swoje archiwum, które widocznie musiało być bardzo kompromitujące. Warszawa oprócz Cytadeli w ciągu jednego dnia znalazła się w rękach Polaków, ogromną ilość broni zabrano Niemcom, których rozbrajał każdy, kto mógł. Sam widziałem, jak grupa uczniów ze szkoły Wojciecha Górskiego, może z piątej klasy „oblegała” jakiś dom, twierdząc, że tam ukryli się zbrojni Niemcy. Pomogłem chłopcom zrewidować cały dom, ale Niemca nawet na lekarstwo tam nie było ku zmartwieniu uczniaków. Przytaczam ten fakt, jako dowód, że cała ludność Warszawy brała udział w zdobyciu Niepodległości.
F. Grodecki, Sokolstwo..., Warszawa 1936, s. 14.

Galeria

Wawrzyniec Cichy o nastrojach na wsi polskiej w listopadzie 1918 r.

I nagle – gdy grabiliśmy ściółkę – odezwały się dzwony we wszystkich okolicznych kościołach, w Bardzie, Rakowie, Ociosękach, Szumsku. […] Zajęci grabieniem ściółki pozawieszali swoje narzędzia na drzewach i zaczęli się gromadzić. Zdenerwowani – rozprawiali, co by to mogło się stać, że we wszystkich parafiach tak dzwonią, […] Aż wreszcie te nasze rozmowy przerwał mój brat Michał, który poprzedniego dnia dosyć późno wrócił z kawalerki, rano dłużej odsypiał, niespiesząc się do grabienia ściółki. Przyszedłszy do lasu powiedział – powiedział: - z urzędu gminnego w Rębowie przycwałował posłaniec na koniu, żeby proboszcz kazał bić w dzwony, bo Polska zmartwychwstała… […]
A we wsi była już polska policja z białymi orzełkami na czapkach i z biało-czerwonymi opaskami na rękawach. […] Ludzie przerwali pracę, zaczęli się zbierać w grupki i rozprawiać. […] Wieczorem zaś w domu Józefa Taborskiego odbyło się tłumne zebranie wiejskie. My, młodzi ustawiliśmy się w dwuszeregu, a dowodzili nami: Marcin Krawętkowski i Andrzej Wójcik, którzy wrócili z carskiego wojska i umieli nami komenderować. Przemaszerowaliśmy przez wieś, śpiewając: „My, pierwsza brygada”. […] Podobne zebrania odbywały się w wielu tutejszych wsiach, w których ludność chłopska okazywała nie spotykaną poprzednio na naszej wsi radość z powodu wyzwolenia Polski z półtorawiekowej prawie niewoli. […] W listopadzie zaś 1918 r. ich gorąca miłość do Polski przejawiała się w spontanicznych manifestacjach na cześć wolności i swobody… 
Podobne manifestacje odbywały się w całym powiecie opatowskim […].
W. Cichy, Wspomnienia wiciarza, Warszawa 1980, s. 138 – 142.

Zofia Nałkowska o sytuacji w listopadzie 1918 r.

Józefowa przyszła z miasta i mówi: „Ojej, żandarmom odebrali strzelby, konie, w ogóle wszystko. Masę tam znaleźli mięsa, kaszy, wszystkiego pilnują, nikomu nie wolno nic wziąć. Pijane już były i jeden strzelił, ale go zranili i felczer robi opatrunek. A te, to same takie młode, palta pozdejmowali, pod spodem już miały mundury, przypasywali sobie strzelby i jeśli na konie”. – Wczoraj jeszcze przyjechał Janu, chociaż już prawie nie miał czasu; powiedział o powrocie Piłsudskiego i swojej nominacji. […]
Ach, napatrzyłam się tu tylu rzeczy nienawistnych przez ten ostatni rok, że się nie umiem cieszyć, ani wierzyć w trwałość zwycięstwa. Tyle pracy żelaznej, tyle pochmurnego uporu w nadziei, tyle krwawej udręki – czyż takie rzeczy kiedykolwiek naprawdę zwyciężają.
Z. Nałkowska, Dzienniki 1918 – 1929, Warszawa 1980, s. 40-41.

Strona wykorzystuje pliki cookies dla lepszego działania serwisu.
Możesz zablokować pliki cookie w ustawieniach przeglądarki.